Fot. Barthy Bonhomme / Pexels
Dziś oświetlenie domów i ulic wydaje nam się zupełnie naturalne. To żaden luksus ani usługa zarezerwowana dla najbogatszych. Podobnie jest z podstawowymi sprzętami, z których korzystamy w domach - kuchenki, lodówki czy grzejniki, traktujemy jako oczywisty element naszej rzeczywistości. Tymczasem nieco ponad 200 lat było zupełnie inaczej – dopiero wtedy pojawiły się pierwsze lampy gazowe, rozpoczęła się ekspansja gazowych technologii, a na znaczeniu straciły… łojowe lampy. Życie ludzi stawało się wygodniejsze i zaczęło przypominać realia, do których jesteśmy obecnie przyzwyczajeni. Początkowo nowa technologia oświetlania gazem zyskiwała tylu zwolenników, co przeciwników.
Trzeba było również znaleźć sposób, aby rozliczyć zużycie gazu. Historia w tym przypadku zatacza koło, bo pierwsze gazomierze dostarczały gaz na żądanie. Brzmi znajomo? Oczywiście. W końcu w ten sposób w XXI wieku użytkujemy wiele mediów – słuchamy muzyki, oglądamy filmy. XIX wiek był złotą erą gazowych lamp, kinkietów i żyrandoli. Z czasem musiały jednak ustąpić urządzeniom napędzanym przez nowe paliwo – prąd elektryczny.
O blaskach i cieniach gazowego światła opowiada Wojciech Kalfas, ekspert Wirtualnego Muzeum Gazownictwa, na co dzień kustosz Muzeum Gazownictwa w Paczkowie.
Nagranie
Podcast: Pierwsze kroki w stronę… gazowego światła